Oglądam ten serial od samego początku, czekając z tygodnia na tydzień na ciąg dalszy tej epickiej historii. Jestem wielkim fanem Gry o Tron, więc Shogun wciągnął mnie niemal natychmiastowo. Pierwsze 3 odcinki były wręcz wybitne, nie mogłem się doczekać na samą myśl co może przynieść dalsza część serialu, zauważyłem ogromny potencjał na rozwinięcie wątków Toranagi, wojny pomiędzy chrześcijanami i aprotestantami, a ogromnej bitwy czekającej tuż za rogiem. Wszystko potoczyło się jednak inaczej, odcinki 4-7 zachamowały gwałtowną akcję, która zdawała się pędzić jak szalona, wszystko się zmieniło w 8 odcinku, który był piękny pod każdym aspektem. Odcinek 9 zdawał się podtrzymywać ten fakt, co sprawiło, że oczekiwania wobec finału dawno nie były tak wysokie. Ten jednak okazał się… hmm… no nie wiem. Z jednej strony bardzo dobry, piękny i naprawdę przemyślany, z drugiej jednak nigdy bym nie oczekiwał tego co właśnie obejrzałem. Odcinek miał odpowiedzieć na wszystkie postawione wcześniej pytania, a pozostawił ich jeszcze więcej. Zdaje się jakby twórcy zostawili otwartą furtkę na przyszłe wydarzenia, a jednak do drugiego sezonu nigdy nie dojdzie. I teraz nie wiem co mam sądzić, jednocześnie chcę wiedzieć co będzie dalej i ujrzeć tą ciągle obiecywaną finałową bitwę, ale zastanawiam się, czy dopowiedzenie ciągu dalszego przez widza nie jest lepsze i świadczy o tym, że Shogun jest właśnie tak dobry. Czuję zarówno lekki niesmak, smutek, ale i też entuzjazm. Jestem jednak pewien jednego, w żadnym serialu nie spotkałem się jeszcze z czymś takim.