naprawdę bardzo mnie rozbawił. A siostra Betty była najlepsza. Bardzo fajny. Można się naprawdę pośmiać. Polecam :)
Zgadzam się - świetna komedia. Już od bardzo dawna nie widziałem filmu w tym stylu - w sam raz na piątkowy wieczór.
Siostra Betty była strasznie irytująca plotkara, głośna, bezczelna, obleśna (scena w kuchni gdy położyła nogę na stole i zaczęła "szorować" pietę) i głupia. Poza tym jej postać przedstawiała jeden z dwóch "typowych" dla Hollywood obrazów katolika/chrześcijanina - jeden to nawiedzony oszołom, drugi - hipokryta. Tym razem twórcy filmu zaserwowali ten drugi - Betty chodziła do kościoła, jeździła do więzienia "nieść dobrą nowinę", a w rzeczywistości się tylko puszczała, gdy główny bohater jej to wypomniał - pobiła go ale nie aż tak mocno, jak by mogła bo "jest dobrą chrześcijanką".
Teraz może być spojler. -----------
A sam film ogólnie spoko. Facet, który w dzieciństwie rywalizował z przygarniętym kuzynem krętaczem i ciągle obrywał, w dorosłym życiu osiągnął sukces w wielkim mieście, został medialną gwiazdą, ma własny program w tv, popularność, sławę, kasę i właśnie się zaręczył z inną gwiazdą. Po przyjeździe do rodzinnego domu na rocznicę ślubu rodziców zderza się z rzeczywistością - okazuje się, że tam skąd pochodzi, na nikim nie robi wrażenia jego pozycja, pieniądze, sława, drogie ciuchy i prezenty. Tam liczą się inne wartości, jak np. rodzina. W dodatku, w przeciwieństwie do niego, jego kilkuletni syn i ojciec regularnie utrzymują kontakt, mają bliską relację, taka jakiej jemu brakowało. No i narzeczona, wyrachowany pustak, dla którego liczy się sława i popularność, idealny wygląd.Przez tych kilka dni spędzonych w rodzinnym domu (swoją drogą, ogromna posiadłość) ostatecznie udaje mu się nawiązać prawidłowa relację z ojcem i zobaczyć, co tak naprawdę się liczy w życiu.