z cyklu: keep on truckin', keep on movin', jako iż urodził się on był daleko od swojego własnego domu..

a tak sobie właśnie dumałem - w kontekście jutrzejszego długo wyczekiwanego desantu dwóch dokumentów herzoga na antygrawitacyjnym millenium docs festiwal - o możliwości transmutacji na obrazy jego cudownej wprost xiążeczki Of Walking In Ice.. no i proszę, moje dumania zostały wysłuchane - łaskawi bogowie sprawili, iż po tym seansie dumać już nad tym nie muszę. wernerowskie memuary wylały w tym obrazie zahaczającym o sakramentalne aspekty chodzenia wybitnie egocentryczne - nie mylić z egoistyczne - w roli wernera herzoga tytułowy, w roli lotte eisner także tytułowy..

historia samotnika - koleś wygląda tak jakby wyglądał dziś terence mckenna gdyby nie umarł - pustelnika, którego przedsionki walą pulsem ziemi; pielgrzyma żyjącego niejako na granicy światów. w tym dzikim, acz odbijającym jego wewnętrzny krajobraz miejscu, w którym spotykają się - aura sakralna i sfera profana, natura i tajemnica. z ambicją odrzucenia wartości świata ludzi i powrotu do stanu naturalnego. stanięcie oko w oko z żywym realnym - nagim faktem egzystencji - odartym ze szmatek tak zwanej cywilizacyjnej elewacji - wielkomiejskiej okładziny - pod którą:

jęk prastarych pieśni, mitów i legend ludu praszczurów, budzący się w dzikich ludziach zasiedlających brzegi czarnej hańczy - jakby to poeta wyśpiewał - i tu, w służbie niejakiego uzupełnienia, z dziką wprost rozkoszą, do HISTORII ALFONSA CZAHORA grupy RONGWRONG odsyłam. jako iż totalnie zanurza w to, o co nasz film się zaledwie ociera.